Na niedobór krawcowych na rynku pracy zwraca się uwagę od kilku lat. Problem podejmują głównie projektanci i właściciele domów mody. W ubiegłym roku na niedobór wykwalifikowanych pracowników uwagę zwróciła Joanna Przetakiewicz, kilka dni temu, na łamach "Na Temat" projektantka Magda Hasiak.
"Stale poszukuję kolejnych krawcowych, które mogłyby z nami współpracować i osoby, które się do mnie zgłaszały na pytanie o to, co szyły do tej pory mówiły: firanki do domu, poduszki. Niestety to nie czyni żadnej z nich krawcową, a jedynie osobą, która umie szyć. W obecnej sytuacji widzę tylko jedno rozwiązanie: powrót do idei szkół rzemieślniczych i szkolenie nowego pokolenia takich skarbów" - pisała w felietonie projektantka.
W czym Magda Hasiak upatruje problemu niedoboru krawcowych na rynku pracy? "Bo ze względu na cięcia kosztów cały proces produkcyjny przeszedł do Chin i na szeroko pojęty Wschód na początku lat 90. (...) Dawne krawcowe, które nie miały pracy przekwalifikowały się na inne zawody i już raczej nie ma szans, by wróciły. "- pisała.
Moim zdaniem jest to tylko jeden z wielu czynników. Znaczącym jest zmieniające się w naszym kraju podejście do edukacji.
Kiedyś szkoły zawodowe skupiały się na nauce zawodów. Szedł tam każdy, kto chciał w miarę szybko nauczyć się profesji. Moi rodzice wspominają, że po zakończeniu roku szkolnego, na schodach szkół zawodowych pojawiali się szefowie firm produkcyjnych lub osoby z działu kadr i zapraszali absolwentów do pracy w swoich przedsiębiorstwach. Za moich czasów (jeszcze nie tak dawnych, bo jakieś 10 lat temu), do zawodówki szło się z przymusu. Trafiali tam najsłabsi, którzy nie radzili sobie w szkole podstawowej czy później, w gimnazjum. Tacy, o których wiadomo było z góry, że nie podejdą do matury. Takie podejście sprawiało, że szkoły zawodowe traktowane były jako te "ostateczne" i nie cieszyły się dobrą sławą, a tym samym popularnością. Aby jakoś to nadgonić, zaczęły masowo tworzyć licea profilowane, po których zdawało się egzamin z przedmiotów zawodowych (albo i nie) i była też możliwość podejścia do matury.
Matura okazała się dość dobrym wabikiem. Gorzej, że te zmiany wymusiły inne podejście do nauki przedmiotów zawodowych. Wiadomym jest, że praktyka zeszła trochę na dalszy plan, a większą rolę zaczęto przykładać do nauki przedmiotów ogólnych. Coś kosztem czegoś. Tym samym jakość kształcenia zawodowego znacznie spadła. To jedna sprawa.
Druga to niedocenianie zawodu, jakim jest krawcowa, a więc i spadek zainteresowania jego nauką. Krawcowe, to obok sprzątaczek, najgorzej opłacane profesje w Polsce. W 2010 roku firma Sedlak & Sedlak w ramach Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń umieściła krawcowe w czołówce najgorzej płatnych zawodów w naszym kraju, z pensją 1400 zł brutto miesięcznie. W tym roku średnie zarobki krawcowych plasują się na poziomie 1500 zł brutto. Krawcowe są w naszym kraju bardzo niedoceniane, za to za granicą i owszem. W Niemczech mogą liczyć na zarobek w wysokości ok. 1900 euro miesięcznie. Wiele pań wykonujących ten zawód decyduje się na wyjazd, stąd i kolejna przyczyna niedoboru pracowników w Polsce.
Jak temu zaradzić? Obok poprawy jakości kształcenia, przydałby się dobry PR zawodu krawcowej. Pokazanie, że to nie tylko nudne zszywanie tkanin, ale i dobrze płatna, i przede wszystkim ciekawa praca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz