wtorek, 22 lipca 2014

Polskie marki wstydzą się polskości?

Dyskusja na temat polskości produktów pojawiła się w roku ubiegłym, kiedy Komisja Europejska oznajmiła, że planuje zmiany w przepisach dotyczących bezpieczeństwa konsumentów i wyrobów, które trafiają na rynek. A jedną z takich zmian miało być obowiązkowe oznaczanie kraju, z którego pochodzi produkt. Ten pomysł mało spodobał się zwłaszcza producentom kosmetyków, którzy jasno powiedzieli, że, oznaczając kraj pochodzenia, nie mają szans w konkurowaniu z produktami powstałymi we Francji. 

Dziennikarze przyjrzeli się obecnym oznaczeniom produktów kosmetycznych i okazało się, że znaczna większość posiadała etykietkę "made in EU", a tylko kremy dr Ireny Eris i kosmetyki Inglot wskazywały na Polskę, napisem "made in Poland". Takiego oznaczenia próżno też szukać na ubraniach i akcesoriach. I nie chodzi tu o to, że produkcja przeniesiona jest do krajów azjatyckich. Oznaczenia "made in Poland" nie znajdziemy np. na butach marki Gino Rossi, mimo tego, że ich produkcja odbywa się w słupskiej fabryce. Firma tłumaczy to nie wstydem, lecz różnym pochodzeniem komponentów, wykorzystywanych do produkcji obuwia. Ale nie jest tajemnicą, że marki, które powstawały w latach 90-tych (Gino Rossi - 1992 rok, Reserved - 1998 rok) specjalnie nosiły nazwy zagraniczne, bo dla Polaków świadczyły o pochodzeniu z zachodu, a tym samym o lepszej jakości. Nie mówiąc już o tym, że z taką nazwą łatwiej było im się przebić na zagranicznych rynkach.
 

Oznaczyć i siedzieć cicho

 Firmy z różnych branż pod kątem przyznawania się do kraju zbadało stowarzyszenie PEMI. Z raportu  opublikowanego w 2012 roku wynikało, że choć niemal wszyscy badani przedsiębiorcy informowali na produktach o kraju pochodzenia, to zdecydowana większość nie promowała tego faktu w żaden szczególny sposób na opakowaniach. Tylko niemal u co czwartego producenta informacja o polskim pochodzeniu produktu była wyróżniona w jakiś szczególny sposób – np. poprzez symbol kojarzony z Polską czy widoczną na pierwszym planie informacją o kraju pochodzenia.

Jeszcze mniej producentów wykorzystywało aspekt polskiego pochodzenia w promocji swoich produktów. Zdaniem PEMI przedsiębiorcy nie widzą zbyt dużej wartości marketingowej w podkreślaniu polskiego charakteru wyrobów. Z badań stowarzyszenia PEMI wśród mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, wynikało, że jedynie znikomy odsetek (13 proc.) wykorzystywał pochodzenie produktu w promocji. Dziwi to o tyle, gdyż zdecydowana większość przedsiębiorców musi na co dzień zmagać się z produktami sprowadzanymi z zagranicy. Biorąc pod uwagę, że duża część produktów trafia do Polski z krajów dalekiego wschodu, aspekt polskości jest zdecydowanym atutem i często gwarancją jakości, którą, jak się okazuje, polscy przedsiębiorcy bardzo często pomijają.

Choć moim zdaniem oznaczenie polskości należy rozpatrywać nie w kategoriach problemu krajowego, ale eksportowego. Coraz więcej Polaków zwraca uwagę, gdzie zostały wyprodukowane artykuły spożywcze, które kupują. W kraju mamy świadomość marki, może niewielką, jeśli chodzi o branżę odzieżową, ale spożywczą czy kosmetyczną już tak. Problem pojawia się, kiedy te same produkty trafiają na eksport. Wtedy, rzeczywiście, wiele firm ukrywa pochodzenie. Wstyd? Raczej powiedziałabym strach. Strach przed tym, że oznaczenie kraju pochodzenia zmniejszy popyt za granicą. Nie chodzi o to, że nasze produkty są złe, ale o to, że nasz kraj nadal nie jest dobrze postrzegany za granicą. Na ten argument wskazywała też Konfederacja Lewiatan. 

- Konfederacja Lewiatan z rezerwą odnosi się do propozycji Komisji Europejskiej. Zanim Polska ugruntuje swoją markę na rynku europejskimi i światowym, kluczowe jest pozostawienie polskim przedsiębiorcom, chcącym sprzedawać swoje produkty za granicą, dowolności w decydowaniu o wskazaniu pochodzenia produktu (państwo członkowskie/UE) lub nie oznaczaniu go miejscem pochodzenia. Polskie produkty nadal nie cieszą się w niektórych państwach UE wystarczająco dobrą opinią. Umieszczenie oznaczenia „made in Poland" może utrudnić naszym produktom dotarcie do konsumentów z tych państw - mówiła Magdalena Piech, ekspert Konfederacji Lewiatan. 



4 komentarze:

  1. A w czym ubrania szyte za granicą są lepsze? Ja osobiście będę wszywać metki z oznaczeniem, że wyprodukowano w Polsce. Po polsku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu i prawidłowo! Kiedy będziemy mogli spodziewać się pierwszych projektów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile krawcowa nie urodzi za szybko może w sierpniu :D

      Usuń